34 lata
171 cm
koronerka w cpd
Awatar użytkownika
feel the rush of my blood, i'm 17 again
i am not scared of death, i've got dreams again

Post

Nie potrafiła już myśleć. Świat istniał tylko w ciepłych, głodnych dłoniach Eviny, w rozpalonym oddechu muskającym jej skórę, w pocałunkach, które pochłaniały ją bez reszty. Wszystko inne — czas, przestrzeń, rozsądek, nawet stabilność hydrauliki — mogło nie istnieć.
Evina przywarła do niej z siłą żywiołu. Ich ciała splatały się jakby znały się od zawsze, jakby w poprzednim życiu robiły dokładnie to samo, tylko w innym wcieleniu i może w innej łazience. Usta Swanson szukały jej szyi, obojczyków, miejsc, które sprawiały, że Zaylee czuła się jak płonąca mapa, wyznaczająca trasę prosto do zatracenia.
A gdy ją podniosła i posadziła na umywalce, Zaylee zadrżała — nie tylko z podniecenia, ale też z tej ekscytującej niepewności, która pojawia się, gdy pragnienie bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Ceramiczna powierzchnia była chłodna, ale ciało Eviny przywarło do niej jak rozżarzone żelazo.
Przechyliła głowę, pozwalając jej wargom na więcej. Ręce wplotły się w jej włosy, biodra uniosły lekko w prowokującym geście, pozwalając jeszcze bardziej wkraść się dłoniom pani detektyw pod podciągniętą sukienkę.
— Złam mnie, Swanson — wyszeptała z jawnym wyzwaniem w głosie.
Umywalka zareagowała pierwsza. Z początku subtelnie — jęknięciem, lekkim ruchem, który mogłyby zignorować, gdyby nie był tak jednoznacznie ostrzegawczy. Ale one nie były w tym momencie stworzeniami zdolnymi do analizy sytuacji. Były instynktem. Namiętnością. Żarem.
Evina przesunęła palcami wzdłuż uda Zaylee, rozchylając materiał bielizny, a Zaylee odchyliła się do tyłu, wsparta na dłoniach, wystawiając się na dotyk z błogim drżeniem.
I wtedy świat się skończył. Przynajmniej ten zbudowany na wątłych prętach i dwóch śrubach montażowych.
TRZASK.
Obie runęły na ziemię z siłą grawitacji, której Newton z pewnością by się nie powstydził. Porcelana rozprysła się w drobny mak, woda z rur rozbryznęła się jak szampan w rękach zbyt entuzjastycznego nowobogackiego. Cała łazienka zadrżała, jakby miała właśnie doświadczyć epizodu sejsmicznego poziomu flirtu.
Zaylee wylądowała na plecach, w strumieniu wody I z Eviną leżącą między jej udami jak najseksowniejszy gruz w historii budownictwa. Przez chwilę milczały, obie próbując zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Gdzieś w oddali coś dalej kapało. Może ich godność.
— Aha — wymamrotała Miller, a każdy, kto znał Zaylee Miller wiedział, że nie była kobietą niewielu słów. A teraz jedyne, co zdołała z sobie wydusić to tylko krótkie aha.
Nie sądziła, że zakończy ten wieczór półnaga, mokra i przygnieciona przez kobietę, która całowała tak, jakby czas się zatrzymał, a hydraulika nigdy nie istniała.
Leżała na lodowatych kafelkach, w strumieniu zimnej wody, mokra (dosłownie!), z jednym ramiączkiem sukienki zsuniętym i rozmazaną pomadką, która wyglądała jak dowód zbrodni pasji.
Huk, który rozbrzmiał jak wystrzał z pistoletu — złośliwy, metaliczny jęk śrub, pisk urwanego syfonu i dźwięk łoskotu porcelany rozbijającej się o podłog, jeszcze przez chwilę niósł się echem po wnętrzu łazienki.

Evina J. Swanson
48 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
alkoholiczka z wydziału zabójstw, która co rusz pakuje się w jakieś kłopoty. zwykle razem z koronerką, która zawróciła jej w głowie

Post

Jak zawsze, gdy były razem wszystko przestawało mieć znaczenie. Liczyły się jedynie te dłonie, które zachłannie pragnęły dotknąć każdego fragmentu ciała oraz usta, które nie miały nigdy dość kolejnych pocałunków.
Alkohol zdecydowanie uderzył jej do głowy, ale nie zwracała na to uwagi. Niecierpliwiła się chociaż miała ją tuż przy sobie. Wciąż jednak to było za mało. Nie wystarczało jej zwyczajne sunięcie dłońmi po nagich udach ani pocałunki składane na rozgrzanej skórze. Nie przejmowała się nawet tym, że mogła zostawić po sobie widoczne ślady. To był zdecydowanie problem dla późniejszej Eviny. Teraz liczyło się jedynie to, aby skorzystać z okazji i czerpać ile się dało z tej chwili.
Zmiana pozycji wydawała jej się być naturalną koleją rzeczy. Zamruczała, słysząc to jak Zaylee wzdycha, gdy tylko jej ciało natrafiło na zimną powierzchnię umywalki, która tworzyła niezwykle silny kontrast z gorącymi dłońmi, które z każdą chwilą jedynie coraz bardziej rozpalały koronerkę.
Przygryzła i zassała skórę szyi kobiety tuż nad jej obojczykiem. Uwielbiała jej smak. Uwielbiała też widzieć jak na odsłoniętych fragmentach ciała Miller powstają kolejne ślady jej obecności. A teraz? Teraz każdy mógłby jej zazdrościć tego, że mogła mieć najpiękniejszą kobietę spośród całego tego marnego towarzystwa.
Szkoda tylko, że jak często w przypadku ich zbliżeń coś musiało pójść nie tak. Kolejny jęk, który usłyszała wcale nie pochodził z ust Zaylee, a z marnych mocowań umywalki, które nie zdzierżyły opartego na ceramice ciężaru dorosłej kobiety.
Trzask, huk i ból były jedynym, co nastąpiło w następnym momencie. Był też chłód wody, która trysnęła na nie z uszkodzonej hydrauliki. Stęknęła z bólu, ale zdawała sobie sprawę, że w tym starciu najbardziej ucierpiała akurat Miller, która gruchnęła o podłogę z całą mocą.
- Kurwa...[/b] - warknęła w pierwszym odruchu, ale zaraz też odsunęła się nieco od koronerki, aby przyjrzeć jej się z troską. - Nic ci nie jest?
Szukała jakichkolwiek oznak tego, że coś mogłoby jej dolegać. Miała nadzieję, że potłuczona ceramika nie pocięła jej, a jedynym, co ucierpiało była jej duma oraz kość ogonowa, która uderzyła w kafelki.
Odgarnęła jeszcze delikatnym ruchem mokre pasmo włosów z twarzy Miller po czym podniosła się ciężko i wyciągnęła dłoń w kierunku Zaylee, aby pomóc jej stanąć na nogi.
- Spierdalajmy stąd - zasugerowała szybko, bo nie chciała być znaleziona tutaj pośrodku całej tej masakry.

zaylee miller
34 lata
171 cm
koronerka w cpd
Awatar użytkownika
feel the rush of my blood, i'm 17 again
i am not scared of death, i've got dreams again

Post

Woda sączyła się z rury, tworząc wokół niej coś na kształt żałosnego stawu, w którym Zaylee tonęła nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Tyłek pulsował bólem, a resztki umywalki przytulnie leżały obok niej, niczym wyrzut sumienia w ceramicznej formie.
Unosząc się na łokciach, Miller przypominała fokę próbującą wydostać się na brzeg – niezgrabna, śliska i głęboko rozczarowana wszystkim, łącznie z własnymi życiowymi wyborami.
Nie wiem, kurwa. Chyba nie — jęknęła z nadzieją w głosie, że jej kość ogonowa kiedyś jej to wybaczy. Jeszcze kontrolnie spojrzała na swoje nogi, ale nie dostrzegła na nich większych śladów tragedii. Jedynie z lewego kolana ściekała drobną stróżka krwi - najwyraźniej jakiś odprysk z porcelanowej umywalki stwierdził, że Miller powinna mieć pamiątkę po tym żenującym wydarzeniu. — A ty? Jesteś cała? — ujęła jej podbródek i pochylając się nieznacznie w przód, traciła nosem mokry policzek.
Gdyby nie fakt, że znajdowały się teraz na służbowej imprezie w miejscu pracy, cała sytuacja byłaby nawet zabawna. Może Miller pokusiłby się wtedy na jakiś dobry żart, taki kompletnie w punkt, ale teraz niespecjalnie miała na to ochotę.
Evina, równie mokra, choć jakoś magicznie wyglądająca o wiele bardziej heroicznie, podała jej rękę. Zaylee złapała ją jak tonący brzytwę... a potem, w akcie wyjątkowego braku wdzięku, niemal wyciągnęła kobietę na siebie. Obie chwiały się przez chwilę jak dwa zwichrowane chochoły na wietrze.
Drzwi łazienki otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem, które w tamtej chwili brzmiało jak wyrok śmierci. I wtedy Miller — jeszcze nie do końca na nogach — wpadła z pluskiem wprost na postawną sylwetkę kobiety w granatowym kostiumie Chanel.
Żona zastępcy komendanta wyglądała, jakby właśnie weszła w kadr złej telenoweli. Z jednej strony – wzorowa prezencja. Z drugiej – mokra plama po Zaylee malująca wzór na jej gustownym wdzianku.
Na chwilę wszystko zamarło.
Zaylee spojrzała w górę.
Deborah spojrzała w dół.
Woda skapnęła z końcówki nosa Zaylee prosto na lakierowane szpilki McMillian.
Plask.
Prawa brew McMillian uniosła się w sposób, który mógłby uchodzić za wyczyn sportowy. W jej oczach było wszystko: pogarda, konsternacja, lekka nutka fascynacji, jakby patrzyła na nieudany eksperyment biologiczny.
Przez sekundę, może dwie, nikt się nie ruszał.
Następnie Deborah bardzo powoli, z lodowatą precyzją, odsunęła się na bok, jakby Zaylee była plamą, którą można ominąć, ale nie dotykać.
Drogie panie — powiedziała cicho, tonem osoby, która właśnie powzięła osobistą vendettę.
Zaylee otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Czuła, że każde słowo tylko pogorszy sprawę. Jej ciało, rozciągnięte między chęcią ucieczki a paraliżującym wstydem, odmówiło współpracy.
Deborah poprawiła garsonkę, odgarnęła włos z ramienia, spojrzała na Evinę, która w tym czasie stała w kącie, wyglądając jak ozdobny posąg i bez słowa opuściła łazienkę.
Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
Miller jeszcze przez chwilę trwała w bezruchu, po czym bardzo powoli odwróciła się do Eviny.
Chcę umrzeć — mruknęła, kryjąc twarz w dłoniach. — Zabij mnie, Swanson — rzuciła błagalnie z twarzą czerwoną jak dojrzała truskawka.
Bo dlaczego takie rzeczy przydarzały się właśnie im? Dlaczego jak Polly Parker i Don Donovan obłapiali się w archiwum, to każdy wiedział o ich schadzkach, ale nikt nigdy nie przyłapał ich na gorącym uczynku? O co tutaj chodziło? Czy nad nią i Eviną wisiało jakieś jebane fatum? Może ktoś powinien wręczyć im definitywny zakaz zbliżania się do siebie, zanim obie stąd wylecą.

Evina J. Swanson
48 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
alkoholiczka z wydziału zabójstw, która co rusz pakuje się w jakieś kłopoty. zwykle razem z koronerką, która zawróciła jej w głowie

Post

Łazienka stała się nagle obrazem nędzy i rozpaczy, biorąc pod uwagę to czego udało im się całkowicie przypadkowo dokonać. To była ich całkowita porażka i dopiero teraz mogły poczuć się całkowicie pokonane przez swoje otoczenie, które chyba dawało im coś do zrozumienia tym jakże brutalnym pokazem siły złośliwości rzeczy martwych.
Rozcięcie na kolanie nie wydawało się być jakąś szczególnie koszmarną raną. Zawsze mogło skończyć się o wiele gorzej, patrząc na to jak wiele ostrych kawałków ceramiki z hukiem roztrzaskało się pod nimi na podłodze. Sama mogła jedynie narzekać na poobijane kolana oraz dłonie, którymi starała się zamortyzować upadek.
- W porządku - zapewniła ją, wzdychając z niejaką ulgą, gdy tylko poczuła ten jej delikatny dotyk.
Może z czasem będą w stanie się śmiać z tego wszystkiego, ale na razie sytuacja wydawała się Evinie naprawdę dramatyczna. Właśnie dokonały niezwykle śmiałego zamachu na damską łazienkę w czasie służbowego przyjęcia. Wszystko było po prostu nie tak.
Zachwiała się odrobinę, gdy tylko Zaylee podciągnęła się do pionu za jej pomocą. Wszystko za sprawą butów na obcasie, które nie dawały jej dużo mniej stabilne oparcie.
Przez moment Swanson jeszcze liczyła na to, że uda im się jakoś ewakuować niepostrzeżenie z tego pomieszczenia by mogły przemyśleć, co powinny zrobić dalej, ale wtedy drzwi do łazienki otworzyły się, a koronerka wpadła na wchodzącą do środka panią vice-komendantową.
Przez moment Evina jedynie przyglądała się tej niezwykłej scenie, modląc się w duchu o to, aby jednak jakimś cudem przetrwały to wszystko. Może jeszcze jakby była sama to mogłaby się jakoś wytłumaczyć. Powiedzieć, że to już tak wyglądało jak przyszła i szuka zaworu, aby zakręcić wodę, ale biorąc pod uwagę, że towarzyszyła jej Zaylee, a pogłoski o ich płomiennym romansie niosły się po całej komendzie to raczej nie miała zbyt wielkich szans, by się z tego wykręcić.
Obserwowała w milczeniu to ciche starcie kobiet. Już wiedziała, że nie skończy to się dla nich za dobrze. Znała żonę zastępcy komendanta. Elegancką damę, którym największym osiągnięciem było piastowanie stanowiska żony jednego z bardziej wpływowych ludzi oraz bycie matką jego dzieci. Właśnie tym się zajmowała.
- Pani McMillian - Evina skinęła jej głową w sposób, który miał przekazać pewien szacunek, ale już wiedziała, że raczej nie bardzo jej to wyszło.
Na nowo zostały same, a Swanson mogła podziwiać wyjątkowy widok: koronerkę, która po raz pierwszy w jej towarzystwie poczerwieniała tak mocno na twarzy, że przypominała zestresowaną nastolatkę, którą nauczycielka przyłapała na niezwykle nieobyczajnym zachowaniu.
Westchnęła ciężko i podeszła do kobiety, aby otoczyć ją ramieniem i przytulić do siebie, licząc na to, że przynajmniej w ten sposób ją nieco uspokoi i przyniesie odrobinę pociechy.
- Chodź na ten dach... Wypalimy papierosa, a potem może z niego skoczymy - zasugerowała jedynie, bo jeśli czegoś była pewna to właśnie tego, że nie powinny stać zbyt długo pośrodku tego mokrego chaosu.

zaylee miller
34 lata
171 cm
koronerka w cpd
Awatar użytkownika
feel the rush of my blood, i'm 17 again
i am not scared of death, i've got dreams again

Post

Czuła się dokładnie tak, jakby ktoś zdjął jej skórę i teraz wszyscy wokół patrzyli na nią, jak na całkiem odkrytą, niezręczną wersję samej siebie. Mówiąc prościej – była maksymalnie zażenowana. I to wcale nie dlatego, że coś się stało z umywalką, ale dlatego, że cała ta sytuacja odbyła się w okolicznościach, które miały absolutnie najgorszy możliwy timing. Przecież dopiero co plotki o jej romansie ze Swanson nieco przygasły, a już jutro cały komisariat znów nie będzie mówił o niczym innym.
To nie tak, że wstydziła się tego, co łączyło ją z Eviną. Po prostu one same dalej nie wiedziały, czy to dokładnie było. A na pewno nie było niczym oficjalnym, a to jeszcze bardziej podjudzało pogłoski krążące na ich temat.
Gdy Eviny zaproponowała, by poszły na dach, Zaylee poczuła, jakby ktoś uderzył ją młotkiem w czoło. Skoczyć z dachu? Jeśli miała być szczera, wydało jej się to doskonałym pomysłem. Najlepszym na świecie. Nic, co miało jakikolwiek sens, nie miało miejsca w tej rzeczywistości. Więc może to była jedyna droga, by nie utonąć w tym jeziorze żenady?
Miller zacisnęła zęby i poczuła, jak serce bije jej szybciej, a żołądek skręca się w supeł. Przycisnęła czoło do ramienia Swanson i westchnęła ciężko.
Dobrze — przytaknęła w końcu.
Było to w zasadzie najbardziej bezsensowne dobrze, jakie kiedykolwiek powiedziała. Poprawiła czarną sukienkę, która po tej całej wodnej katastrofie, jaką spowodowały, wyglądała na przejrzystą w miejscach, które wolałaby ukryć.
Zaylee, wciąż trzymając w ręce kawałek porcelanowej umywalki, ruszyła przodem, a Evina, nieco wolniej, podążała za nią. Woda zdążyła już wypłynąć z łazienki, a dźwięk ich kroków odbijał się echem po korytarzu. Czarna, dopasowana sukienka przyklejała się do długich nóg Miller, ale ona dalej próbował połączyć powagę z kompletną porażką. Woda kapała z ich ubrań, zostawiając mokre ślady wszędzie, gdzie stawiały krok.
Pokonały strome schody, stanęły przed drzwiami prowadzącymi na dach, a Zaylee chwyciła klamkę i pociągnęła ją z takim entuzjazmem, jakby to była brama do nowego świata.
Ale tutaj czekała na nie tylko zimna rzeczywistość. Mała przestrzeń z betonowym chodnikiem, nieco zardzewiałą anteną i widokiem na miasto. I właśnie to miejsce miało służyć jako schronienie dla zmęczonych dusz. Kiedy obie stanęły na krawędzi dachu, Zaylee wzięła od Eviny papierosa i wypuściła pierwszy dym, patrząc na szarość w oddali.
Nie wiem, co my tu robimy — mruknęła, obracając w palcach fragment umywalki. — Zaraz nabawimy się zapalenia płuc — dodała, ale bez przekonania, bo na ten moment było jej zupełnie wszystko jedno. — Zostawiłam tam moje rzeczy. Torebkę. Telefon. I całą osobistą reputację.
Miller wygładziła swoją przemokniętą sukienkę z godnością upodlonej królowej, po czym przetarła wierzchem mokrej dłoni równie mokrą twarz, próbując ukryć parsknięcie śmiechu. Sytuacja była tak idiotycznie zła, że aż niedorzeczna.

Evina J. Swanson
48 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
alkoholiczka z wydziału zabójstw, która co rusz pakuje się w jakieś kłopoty. zwykle razem z koronerką, która zawróciła jej w głowie

Post

Nie miała chyba już siły na to, aby czuć coś takiego jak wstyd. Po prostu chciała, aby to wszystko się skończyło. Mogły mieć naprawdę przyjemny i spokojny wieczór, ale zamiast tego oczywiście coś musiało pójść nie tak. Mogła za to winić imprezę. Mogła zrzucić winę na alkohol, ale prawda była taka, że była sama sobie temu winna przez to, że nie potrafiła się kontrolować przy Zaylee.
A teraz zdawała się całkowicie zniszczyć jej reputację. O własną Evina nie dbała. Zależało jej jedynie na byciu uznaną za skuteczną śledczą, a cała reszta nie miała kompletnie żadnego znaczenia. Chyba powoli zaczynała wkraczać w ten wiek, gdzie miała serdecznie gdzieś, co ktoś mówi na jej temat.
Może i pójście na dach wydawało się durnym pomysłem, biorąc pod uwagę to, że były przemoczone przez wadliwą hydraulikę, ale Evina przede wszystkim skupiała się na tym, że powinny wziąć haust świeżego powietrza by się uspokoić. Poza tym tam też było najmniejsze ryzyko, że wpadną na kogokolwiek.
To było całkowicie bezsensowne, ale poza tym zimnym prysznicem potrzebowała jeszcze czegoś, aby przetrzeźwieć. Wypiła już swoje, ale po czymś podobnym nie było możliwości, aby jednak alkohol z niej nieco nie zszedł.
Znalazłszy się na dachu, ściągnęła z siebie jeszcze marynarkę i zarzuciła ją na ramiona Zaylee. Może i obie były przemoczone, ale całe szczęście jej ubranie znajdowało się w nieco lepszym stanie.
- Wiem, że jest trochę mokra, ale... No cóż... - mruknęła, nie bardzo będąc pewną, co w ogóle powinna tutaj zrobić.
Najlepszym, co przyszło jej teraz do głowy było odpalenie papierosów, które się uchowały z tej łazienkowej masakry. Po tym... chyba zostało im wrócić do domu. Raczej nie sądziła, że powinny zostawać dłużej na tej drętwej imprezie.
- No to przynajmniej spędzimy nieco czasu razem w łóżku... Chociaż mógłby być on lepiej wykorzystany - stwierdziła, chcąc zażartować, ale wypadło to dosyć słabo.
Na chwilę jeszcze zamilkła, przygryzając dolną wargę i zastanawiając się nad tym, co właściwie mogłyby zrobić z tym wszystkim, co się zadziało w łazience komisariatu. Ciekawe czy już ktoś to ogarniał.
- Jak chcesz możemy się wymknąć i pojechać do domu. Nie musisz im się nawet pokazywać. Zgarnę za ciebie torebkę - zaproponowała, bo nie była pewna czy faktycznie Zaylee odpowiada takie wyjście po angielsku.
Chyba nie było z tego odpowiedniego wyjścia. Wolała jednak upewnić się, co właściwie wydawało się najbardziej komfortowe dla Miller. Odsiedziały już swoje, więc mogły śmiało odhaczyć na swojej liście rzeczy do zrobienia pojawienie się na imprezie.

zaylee miller
34 lata
171 cm
koronerka w cpd
Awatar użytkownika
feel the rush of my blood, i'm 17 again
i am not scared of death, i've got dreams again

Post

Zaylee przyjęła marynarkę bez słowa, tylko unosząc lekko brew i uśmiechając się słabo. Była ciężka od wilgoci, pachniała mydłem, ale pachniała Eviną, a to było w pakiecie wybitnie na plus.
Stały przez chwilę w ciszy, obserwując, jak pary z ich oddechów mieszają się z dymem papierosowym w chłodnym powietrzu.
Nie no, serio — powiedziała w końcu, zaciągając się ponownie. — Doceniam propozycję ratunku, ale to moja torebka. Moje dokumenty. Moje trzy nielegalne batoniki w środku. Sama po nią pójdę.
Zgasiła papierosa o krawędź betonowej poręczy i przeciągnęła się, z rozkoszą czując, jak mokra marynarka klei się do jej skóry. Odwróciła się jeszcze na chwilę do Swanson, unosząc brwi z szelmowskim uśmiechem.
Chodź, Swanson. Jeśli mam się ośmieszyć, to przynajmniej z tobą u boku — puściła jej oczko i ruszyła w stronę drzwi prowadzących na klatkę schodową, nie czekając, czy Evina za nią pójdzie.
Gdy zeszły na korytarz komisariatu, od razu poczuły na sobie spojrzenia. Nieliczne osoby, które kręciły się przed salą, w której trwała impreza, podniosły wzrok i obserwowały je z mieszaniną ciekawości i oceny. Mokra marynarka, rozwichrzone włosy, zmęczone twarze. Wyglądały, jakby właśnie wróciły z szybkiego numerku. Albo z burdy w barze.
Miller szła jednak z podniesioną głową, jakby była królową tej zasranej ruiny. Przed drzwiami do głównej sali zatrzymała się gwałtownie i odwróciła do Swanson.
Poczekaj tutaj — powiedziała stanowczo. — Nie potrzebuję obstawy — zadecydowała, przesuwając palcem po kołnierzu marynarki, jakby właśnie szykowała się na pokaz mody, a nie na publiczne upokorzenie.
Rzuciła jej jeszcze jedno szybkie mrugnięcie i odepchnęła drzwi ramieniem. W środku momentalnie ucichło. Kilkanaście par oczu zwróciło się w jej stronę. Niektóre twarze wyrażały czystą dezaprobatę, inne ciekawość, jeszcze inne rozbawienie. Wszyscy patrzyli, jak wkraczała na salę, wyglądając, jakby połowę nocy spędziła w kałuży. Szeptali. Plotkowali. Oceniali.
Zaylee szła przed siebie, wyprostowana, jakby to ona była szefową tego przybytku, a nie tylko koronerką, która została zmieciona przez katastrofę w łazience. Spojrzała w stronę stolika, przy którym zostawiła gdzieś torebkę. I przy którym stał Bobby Hackman.
O, Miller! A więc to Swanson nauczyła cię, jak zrelaksować się po pracy? Ciekawe, jak dokładnie wygląda jej kurs, może kiedyś się zapiszę. Podobno bardzo skutecznie rozwiązuje problemy.
Śmiech kilku najbliższych znajomych Hackmana odbił się echem od ścian. Ktoś próbował zamaskować parsknięcie, ktoś odwrócił wzrok. Atmosfera zgęstniała w sekundę.
Zaylee zatrzymała się jak wryta. Na jej twarzy nie było uśmiechu. Było tylko czyste, krystaliczne wkurwienie. Nie musiała nawet patrzeć na stojącą w progu Evinę, bo wiedziała, że cała sala właśnie czekała na reakcję koronerki.
I Miller zareagowała.
Nie rzuciła żadnej ciętej riposty. Właściwie nie powiedziała nic. Nie dała Hackmanowi ani jednej szansy. Po prostu ruszyła w jego stronę szybkim, zdecydowanym krokiem i zanim Bobby zdążył zrozumieć, że właśnie spierdolił swoje życie towarzyskie, pięść Zaylee wylądowała prosto na jego szczęce.
TRZASK.
Hackman zatoczył się, złapał za twarz i runął na podłogę jak kłoda.
Przez sekundę sala była absolutnie cicho. Ktoś upuścił plastikowy kubek. Ktoś zakaszlał nerwowo. Ktoś szepnął "ja pierdolę."
Miller stała nad nim, trzymając pięść w powietrzu, jakby jeszcze rozważała poprawkę. Jej oczy błyszczały gniewem, a całe ciało napięte było jak przed drugą rundą.
Jeszcze jedno słowo, Hackman i przysięgam, że następny cios nie będzie ciosem w twarz — warknęła przez zęby.
W sali zapanowało absolutne milczenie. Zaylee zacisnęła palce na obolałych knykciach, szukając wzrokiem swojej torebki.

Evina J. Swanson
48 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
alkoholiczka z wydziału zabójstw, która co rusz pakuje się w jakieś kłopoty. zwykle razem z koronerką, która zawróciła jej w głowie

Post

Może i w tych okolicznościach gest wręczenia marynarki nie miał w sobie tej samej mocy, gdy normalnie przez stan w jakim się znajdowała, ale wciąż liczyły się chęci. Nie miała tym razem przy sobie ciepłej bluzy, którą mogłaby ją poratować, więc musiała działać z tym, co miała przy sobie.
- Nie będę cię wyręczać skoro jesteś silną i niezależną kobietą - odpowiedziała, unosząc dłoń do jej twarzy, aby chociaż nieco zetrzeć z jej policzka ślady rozmazanej szminki.
Powoli papieros się dopalał, a to zbliżało je nieuchronnie do tego, aby wrócić na miejsce przyjęcia i zmierzyć się ze spojrzeniami całej zgrai zgromadzonych pracowników komendy. Evina jednak nie zamierzała zostawać z tyłu i ruszyła zaraz za nią. Nie musiała ją o to prosić.
Tak jak mogła się spodziewać: po raz kolejny stały się gorącą atrakcją. Czymś o czym każdy mógł mówić ze względu na to jak się prezentowały. Nie była też pewna w zasadzie, co takiego vice-komendantowa mogła już rozgłosić na temat incydentu w łazience. Swanson nie miała jednak wątpliwości, co do tego, że jednak musiała coś powiedzieć.
Posłusznie, stanęła w progu, chcąc zaczekać na koronerkę i pozwolić jej na to, aby znalazła swoje rzeczy, które musiała zostawić na jednym ze stolików w kącie sali. Evina skrzyżowała ramiona na piersiach i starała się wyglądać na znużoną chociaż co jakiś czas obrzuciła jedną czy drugą osobę chłodnym spojrzeniem.
W dosyć naturalny sposób jej uwaga przeniosła się na cholernego Hackmana, który jak zawsze musiał wtrącić swoją złośliwą uwagę. Tylko, że tym razem najwyraźniej przekroczył pewną granicę i nacisnął wyjątkowo na odcisk Miller.
Mogła jedynie obserwować to jak Zaylee wyprowadza mocny i solidny cios w szczękę mężczyzny. Domyślała się jedynie ja bardzo musiało to boleć, a atmosferę nagle można byłoby kroić nożem. Cisza, która zapadła w pomieszczeniu była tak przejmująca, że mogłaby zapewne bez problemu usłyszeć brzdęk pinezki spadającej po drugiej stronie pomieszczenia.
Widziała to jak Hackman się gotuje, ale widziała też wciąż zaciśnięte palce Miller, która mogła w każdej chwili poprawić swój cios. To wystarczyło jej do tego, aby oderwać plecy od framugi i podejść do tej scenki rodzajowej.
- Nie masz jej po lewej? - zapytała kobietę w kwestii jej torebki po czym obrzuciła znajdującego się obok koronera lodowatym spojrzeniem.
Nie miała wątpliwości, że ten przez długi czas grabił sobie u Zaylee rozmaitymi przewinieniami, ale nie sądziła, aby faktycznie był on wart tego, by zdzierać sobie na nim knykcie.
- Wiesz, Bobby... Można mieć kompleksy i utożsamiać się mocno ze swoimi genitaliami, ale przez to sam się stałeś chujem - skomentowała, patrząc wprost na mężczyznę i otaczając nadgarstek Miller swoją dłonią, aby wyprowadzić ją z sali, gdy tylko ta dorwała w końcu swoją torebkę. - To pewnie przez to nawet żona ci w domu nie daje i zazdrościsz ludziom, którym się lepiej powodzi. Zarówno w tym jak i innych kwestiach.
Pociągnęła delikatnie za rękę Zaylee, aby skierować się z nią ku wyjściu z pomieszczenia. Palcami musnęła lekko podstawę jej dłoni jakby chciała ją zachęcić do rozluźnienia jej. Zatrzymała się tylko na chwilkę, aby spojrzeć na obecnego w pomieszczeniu zaprzyjaźnionego policjanta.
- Ach, w tym roku nie musisz mnie odwozić, Jerry... ale dzięki za gotowość do tego. Pozdrów, Caroline - powiedziała, posyłając mu słaby uśmiech.
I chociaż nie miała korzystać z jego uprzejmości to Evina zdecydowała, że i tak wyśle następnego dnia tradycyjny koszyk prezentowy do jego domu. Po prostu za  to, że był porządnym człowiekiem, który nie traktował jej jak atrakcji.

zaylee miller
34 lata
171 cm
koronerka w cpd
Awatar użytkownika
feel the rush of my blood, i'm 17 again
i am not scared of death, i've got dreams again

Post

Zaylee czuła, jak ciepło dłoni Eviny osiada na jej nadgarstku, ściągając ją z tej cienkiej krawędzi, na której balansowała od kilku minut. Świat wokół zdawał się rozmywać, jakby wszystkie krzyki, gniewne szepty i przesuwające się sylwetki zlały się w jedno mętne tło. Została tylko ona — i ten delikatny, pewny dotyk, przypominający, że jeszcze może odejść stąd cała.
Nie skończy się na tym, Miller! Słyszysz?! — Hackman wrzeszczał gdzieś za nimi, głosem nabrzmiałym od własnej frustracji.
Jego słowa były jak kubeł lodu. Nie dlatego, że uciszyły jej gniew. Dlatego, że przypomniały, jak bardzo nie chciała, by Hackman zobaczył ją złamaną.
Powoli, niechętnie, pozwoliła się poprowadzić przez salę. Czuła spojrzenia — ciężkie, palące, rozbierające ją z resztek opanowania. Nikt z tych ludzi nie odważył się odezwać. Nawet Jerry — zawsze serdeczny, zawsze gotów zażartować — tylko patrzył, jakby chciał dodać jej siły samym spojrzeniem. Każdy krok był jak rysa na dumie.
Palce Eviny, muskające podstawę jej dłoni, były dla Zaylee jak znak. Subtelne przypomnienie, że świat nie kończy się na jednym człowieku i jego małych, żałosnych wojnach.
Gdybym nie miała teraz twojej ręki, rozjebałabym mu ten pusty łeb o stół — warknęła przez zaciśnięte zęby. Jej głos był chropowaty od złości.
Spojrzała za siebie tylko raz. Przez ułamek sekundy. Hackman stał na środku sali, z twarzą wykrzywioną od bezsilności, jak człowiek, który wie, że właśnie przegrał bitwę, której nawet nie potrafił dobrze zrozumieć. Potem odwróciła wzrok i pchnęła drzwi. Korytarz przywitał je ciszą. Tylko echo kroków, szorstki oddech Miller i zimne światło jarzeniówek.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Zaylee w końcu wyrwała się z uchwytu Eviny, choć nie z wściekłości, tylko ze zmęczenia.
Kurwa mać — warknęła pod nosem, odrzucając torebkę na ramię jak broń, której miała dość. Czuła, jak krew pulsuje jej w skroniach. Serce waliło jej w piersi jak młot, a każdy oddech był płytki i urywany. Zacisnęła szczękę tak mocno, że aż bolały ją mięśnie. — Powinnam była mu jeszcze przyjebać — wysyczała. — Powinnam była to zrobić.
Przetarła dłonią twarz. Oddech zaczął się uspokajać, ale ciężki gniew dalej w niej krążył. Pierdolony Bobby Hackman. Że taki gnój wciąż potrafił nią tak ruszyć.
Następnym razem naprawdę będzie zbierał zęby z podłogi — Zaylee w końcu oparła się plecami o ścianę, zamknęła oczy i odetchnęła głębiej. Złość nadal w niej jeszcze wrzała, ale teraz był już zamknięty pod skórą.

Evina J. Swanson
48 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
alkoholiczka z wydziału zabójstw, która co rusz pakuje się w jakieś kłopoty. zwykle razem z koronerką, która zawróciła jej w głowie

Post

Nie zamierzała pozwolić na to, aby Zaylee jedynie sama sobie bardziej zaszkodziła. Chociaż Bobby Hackman się o to prosił to jednak nie powinna tak łatwo ulegać emocjom i pozwalać na to, aby otrzymał ten jeden cios, który mógł mu zapewnić odrobinę satysfakcji, udowadniając, że trafił tam, gdzie boli.
Nie słuchała jego słów. Wiedziała, że to jedynie wszystko zaogni i dlatego najlepszym, co mogła zrobić było wyprowadzenie koronerki z pomieszczenia, aby uniknąć sceny, której prawdopodobnie nikt nie chciałby oglądać. Nie było im to potrzebne. Zwłaszcza Miller, która najwięcej ryzykowała dając swojemu koledze po fachu w twarz.
Nikt ich nie zatrzymywał. Nie padło ani jedno słowo od kogokolwiek poza pieklącym się Hackmanem. Jerry jedynie skinął jej w niemym wyrazie wsparcia i zrozumienia. Przynajmniej częściowego, co do tego, że chciały jak najszybciej się stąd ulotnić i miały wszystkiego dosyć.
Trzymała ją przez cały czas mocno i prowadziła na zewnątrz pewnym krokiem. Była gotowa do tego, aby pociągnąć ją mocniej w swoim kierunku, gdyby tylko Miller strzeliło do głowy jednak się odwrócić i wmaszerować ponownie do pomieszczenia, by kontynuować walkę z mężczyzną.
Czuła, że emocje powoli opadały, ale jednak wciąż w Zaylee buzowała wściekłość. Swanson przez moment nic nie mówiła. Pozwoliła oprzeć jej się o ścianę i wyrzucić z siebie przynajmniej część frustracji choć wiedziała, że nie było dla  niej odpowiedniego ujścia. Przynajmniej nie tutaj i teraz.
- Nie jest tego wart... Chciałabyś dać mu poczucie władzy, bo udało mu się cię sprowokować? Nie zasługuje na to, żebyś nawet patrzyła w jego kierunku - prychnęła, nie ukrywając już dłużej swojej własnej złości spowodowanej postępowaniem koronera.
Przez moment przypatrywała się jej w ciszy, wzdychając ciężko i chłonąc mimowolnie wylewające się z kobiety emocje. Sama również chętnie dałaby Hackmanowi w twarz. Albo przestrzeliła stopę. Każda opcja była dobra.
- Jestem zdecydowanie zbyt trzeźwa - stwierdziła w końcu i spojrzała w oczy Zaylee, które w półmroku przybrały jeszcze ciemniejszy niż zwykle odcień, stając się niemal czarne. - Mam w domu butelkę dobrego wina. Możemy ją razem wypić i posnuć fantazje o tym jak mogłabyś zamordować Hackmana, żeby nikt nie powiązał cię z jego śmiercią... A potem mogłybyśmy dokończyć to, co zaczęłyśmy w łazience.
Jej głos zniżył się do przyjemnego szeptu, gdy tylko podeszła bliżej kobiety i umieściła dłoń na przemoczonym materiale przylegającym do jej talii. Przynajmniej w ten sposób mogła spróbować poprawić koronerce humor. Obietnica wspólnego wieczoru spędzonego przy butelce, a następnie w łóżku wydawała się o wiele przyjemniejsza niż cokolwiek mogłoby mieć tu miejsce. Przede wszystkim jednak wszystko odbyłoby się na ich własnych warunkach, gdzie wszystko było dozwolone tak długo jak obie na to miały ochotę.

zaylee miller
ODPOWIEDZ