ODPOWIEDZ
18 lat
178 cm
YouTuber
Awatar użytkownika
YouTuber zafiksowany na punkcie koni. Amatorsko uprawia woltyżerkę. Jeśli dobrze poszukasz, może znajdziesz go na OnlyFans

Post

2.


Święta zbliżały się wielkimi krokami i wszystkie przygotowania były już właściwie na ostatniej prostej. Za oknem sypał śnieg, dom był pięknie udekorowany i pachnący choinką, która wypełniała salon, zewsząd migały kolorowe światełka, a z głośnika niemal 24/7 leciała świąteczna muzyka. Gdy Alto wszedł do domu wywrócił oczami, bo akurat leciała Taylor Swift. Czy był jedynym gejem na świecie, który jej nie lubił? Możliw. Czy jego mama ją lubiła? Również możliw, bo właśnie nuciła sobie "In my heart is a Christmas tree farm..." Chociaż słowo "nuciła" było bardzo delikatnym określeniem. Przyzwyczaił się już i nawet często jej wtórował fałszując w równym stopniu, co ona. Ale nie dziś. A już na pewno nie do tej piosenki.
Otrzepał buty ze śniegu i z trudem zaczął je zdejmować. Z trudem, bo używał tylko lewej ręki. Następnie, również z wysiłkiem, zdjął i odwiesił kurtkę, a szalik i czapkę wepchnął w kaptur. Cały czas krzywił się, ale to nie dlatego, że matka fałszowała w akompaniamencie nielubianej artystki. Znowu spadł z konia. No może nie tyle spadł, co raczej dłoń mu się obsunęła i źle na niej stanął. Nie było to nic poważnego - chyba - ale wolał nie słuchać kazania matki na ten temat, więc jak najszybciej chciał czmychnąć na paluszkach do swojego pokoju. Niestety, Andromeda chyba go usłyszała, bo wychyliła się z kuchni. Od razu przybrał swój firmowy uśmiech chowając lekko opuchniętą rękę za plecami.
- Cześć mamuś, co robisz? - zapytał siląc się na naturalność, choć w oczach kręciły mu się łzy. No bolało jak cholera, ale przecież się nie przyzna. Za bardzo obawiał się, że mogłaby mu zabronić kolejnych jazd. Był prawie dorosły, zarabiał a jednak nadal był tak bardzo od niej zależny. Nie znosił tego.
49 lat
161 cm
ranczerka / nauczycielka fizyki
Awatar użytkownika
ekscentryczna fanka kosmosu i krów, nauczycielka fizyki w miejscowej szkole, mama gromady szajbusów

Post

004
Gorączkowe dekorowanie domu, które zaczęło się wraz z pierwszym dniem grudnia, było już zakończone. Oczywiście nie udało im się wyrobić w jeden dzień, wręcz przeciwnie — przez kolejne dwa tygodnie w domu i w obejściu pojawiały się nowe ozdoby, wprowadzające świąteczny klimat, a specjalna playlista huczała od rana do wieczora. Andy była w doskonałym nastroju — ostatni tydzień obył się bez roszczeniowych rodziców w szkole, część świątecznych przysmaków — tych, które można było zrobić wcześniej i zamrozić — znalazła się już w przestronnym zamrażalniku, wszystkie prezenty miała już dawno kupione, a większość również zapakowaną... chyba nigdy nie była tak dobrze zorganizowana przed świętami.
Nic dziwnego, że przygotowując dzisiejszy obiad podśpiewywała sobie wesoło i tańczyła z chochlą w jednej dłoni, a słoiczkiem z kminem rzymskim w drugiej. Szykowała chilli sin carne, jedno ze swoich ulubionych wegetariańskich dań. Oczywiście tatusiek zawsze kręcił nosem na bezmięsne obiady, ale Andromeda sprzedawała mu wtedy kuksańca pod żebro i kazała samemu sobie gotować, skoro jest taki cwany.
Liczyła na to, że ktoś zwabiony pięknymi zapachami niedługo zajrzy do kuchni, bo potrzebowała testera smaku. Miała niejasne wrażenie, że chyba dopada ją jakieś choróbsko, bo chilli wciąż wydawało jej się za mało słone albo za mało pikantne. Przydałaby się więc druga opinia, ale jak na złość wszyscy domownicy chyba byli zajęci.
Akurat w przerwie między piosenkami doleciał do niej odgłos zamykanych drzwi. Węsząc okazję, Andy wyjrzała z kuchni na korytarz i rozpromieniła się na widok syna. — Cześć, słonko. Obiad! — Pomachała mu brudną od sosu chochlą, jednocześnie chlapiąc resztkami na podłogę. — Cholera... możesz tu podejść na chwilkę? Nie wiem, czy jest dobrze doprawione... — Wróciła do kuchni, licząc że Alto wejdzie do niej za nią. Jeszcze nie zauważyła nic dziwnego, zbyt była bowiem zajęta odkładaniem trzymanych przedmiotów na swoje miejsce i wycieraniem zachlapanej podłogi.

Altair Halley
18 lat
178 cm
YouTuber
Awatar użytkownika
YouTuber zafiksowany na punkcie koni. Amatorsko uprawia woltyżerkę. Jeśli dobrze poszukasz, może znajdziesz go na OnlyFans

Post

Tak, wszystko było już dopięte niemal na ostatni guzik. Dom udekorowany, obejście wysprzątane, prezenty kupione, zdjęcia na Insta porobione. Co mogło więc pójść nie tak? Wiadomym było, że jeśli coś ma się zje... stać, to Altair będzie głównym bohaterem tych nieszczęśliwych wydarzeń, bo ze wszystkich dzieciaków Halleyów to on najczęściej odwiedzał pobliski szpital. Teraz znalazł sobie idealny czas, prawda? A może właśnie zrobił to specjalnie, by nie musieć brać udziału w tych najsmutniejszych świątecznych obowiązkach jakimi było ostateczne sprzątanie i mycie okien dla Jezuska na ostatnią chwilę przed głównym świętowaniem? Czy byłby do tego zdolny? Niewykluczone.
Doskonale rozumiał ojca i jego zamiłowanie do mięsa, bo sam je bardzo lubił. Nie umiał jednak już spojrzeć na kotleta w ten sam sposób jak za dawnych lat nim jeszcze jego mały, dziecięcy móżdżek zdołał pojąć, że robi się je z jego ukochanych krówek. Nie miał problemu z mlekiem czy jajkami, uwielbiał i nadal chętnie jadł ryby, ale mięso omijał z daleka, choć ślinka czasem ciekła mu na samą myśl o żeberkach z grilla albo cheeseburgerze. A chili uwielbiał tak samo jak jego matka i jego ślinianki zaczęły intensywną pracę, gdy tylko do jego nosa dobiegł ten przepyszny zapach. Aż ciężko było mu się oprzeć, żeby przejść obok kuchni obojętnie, więc może i dobrze, że matka jednak go dostrzegła, bo zaśliniłby się po pachy.
- Co tak pięknie pachnie? Niech zgadnę, robisz chili? - zagadnął powoli wsuwając się za matką do kuchni cały czas trzymając rękę za plecami. Nie marzył o niczym innym, jak o zimnym okładzie, który zrobiłby sobie ze śniegu zebranego z parapetu swojego okna. Pod tym względem zima była idealna, bo nie musiał tłumaczyć się, po co mu paczka mrożonego groszku podwędzana z zamrażaki.
Korzystając z okazji, że Andromeda zajęta była szybkim sprzątaniem złapał łyżkę swoją słabszą, lewą ręką i spróbował szybko ulubionego dania. Trochę za szybko, bo teraz nie dość, że bolała go łapa, to jeszcze poparzył sobie język, ale naprawdę chciał szybko stąd uciec.
- Wybołne - wymamrotał wciągając szybko powietrze do ust, żeby ulżyć poparzonym kubkom smakowym. oczy załzawiły mu jeszcze bardziej. - Dodaj tłochę więcej pieprzu i będzie supeł! I tłochę chipotle - dodał odwracając się na pięcie, by wycofać się do swojej jaskini. No ale jak przystało na tego najmniej inteligentnego Halleya, nadal chował rękę za plecami wystawiając się matce na odstrzał.


Andromeda Halley
49 lat
161 cm
ranczerka / nauczycielka fizyki
Awatar użytkownika
ekscentryczna fanka kosmosu i krów, nauczycielka fizyki w miejscowej szkole, mama gromady szajbusów

Post

Ano chili, chili... jasna dupa, żeby to mi się zaś w fugę nie wgryzło... — wymamrotała Andy do siebie; zaledwie trzy dni temu wyszorowała fugi w kuchni tak, że lśniły niemalże jak nowe. Z wysuniętym koniuszkiem języka wyszorowała zmywakiem zachlapane miejsca, po czym przysiadła na piętach i otarła pot z czoła. — No dobra... bielsze nie będzie — stwierdziła, przez kolejne kilka czy kilkanaście sekund zupełnie nie zwracając uwagi na wygibasy syna — na jego szczęście. Bowiem pewne było to, że z chwilą zauważenia najdrobniejszego śladu kontuzji Altair będzie miał może niezupełnie kłopoty, ale z całą pewnością czeka go przesłuchanie, którego nie powstydziłyby się radzieckie służby bezpieczeństwa.
Odłożyła psikacz do sprzątania i zmywak na blat, po czym zwróciła się do Alto przodem, czekając na opinię odnośnie dania. Pokiwała głową na jego porady, po czym podeszła do stojaka z przyprawami; zaraz jednak palnęła się w czoło i wróciła do kuchenki, bo to właśnie przy niej — w totalnym bajzlu — stała większość pojemniczków. — No dobrze... trochę tego, trochę tego... może jeszcze trochę soli, co? A ty już uciekasz od matki?! — zawołała za nim z nieco żartobliwym wyrzutem, ale naraz jej twarz wyraźnie stężała, a brązowe oczy zwęziły się niebezpiecznie — dostrzegła bowiem schowaną za plecami rękę syna, która wyraźnie zaczynała puchnąć. Cóż, niezbyt sprytnie było ukrywać dowody zbrodni w ten sposób, by nadopiekuńcza mamusia mogła je tak łatwo dojrzeć, ale najwyraźniej chłopak poczuł się nieco zbyt pewnie. Albo może zapomniał, że aby coś chować za plecami, lepiej być zwróconym przodem do rozmówcy.
ALTAIRZE HALLEY, zatrzymaj się natychmiast! — Głos Andy, który zazwyczaj wcale nie grzmiał tak wyraźnie, odbił się echem po ścianach kuchni. Z groźną miną ruszyła za Alto, który zdążył się już z powrotem obrócić do niej przodem. —Pokaż rękę. — Z tymi słowy wystawiła własną dłoń w wyczekującym geście, unosząc lekko brwi i patrząc na syna z ponaglającą miną.

Altair Halley
18 lat
178 cm
YouTuber
Awatar użytkownika
YouTuber zafiksowany na punkcie koni. Amatorsko uprawia woltyżerkę. Jeśli dobrze poszukasz, może znajdziesz go na OnlyFans

Post

- Może sodą? - zaproponował trochę niepewnie. Zdaje się, że widział gdzieś ten lifehack w internecie, ale głowy sobie nie da uciąć, że czegoś nie pomieszał i czy to w ogóle działa. A wiadomo jak to z tymi magicznymi lifehackami bywa - w większości wyglądają efektownie, ale gówno dają. No ale chciał pomóc tak jak umiał.
- Nie, soli nie - mruknął w odpowiedzi. Z każda kolejną sekundą cieszył się coraz bardziej, że udało mu się przechytrzyć matkę i ukryć swoja kontuzję. Już już prawie był jedną nogą w swoim bezpiecznym pokoju. Już już planował, co dalej, jak sobie pomóc i jak dalej ukryć ten przykry fakt przed rodzicami. Już witał się z gąską... ale nie, musiała go jeszcze zatrzymać...
- Mam społo matełiału do zmontowania - dodał na swoje usprawiedliwienie. Bardzo nie skłamał, bo musiał dokończyć montaż dorzucając do filmiku dzisiejszy trening. Wypadki dobrze się klikały, już parę razy się o tym przekonał. Czasem nawet robił takie małe kompilacje z samymi nieudanymi trikami. No ale cóż, Alto nie był najmądrzejszym Halleyem i sprytem też zbytnio nie grzeszył, więc wpadł w ten durny sposób. A już był na progu!
Wzdrygnął się słysząc ten charakterystyczny zwrot, który zawsze oznaczał kłopoty. Odwrócił się powoli do matki uśmiechając się niewinnie. Pokazał grzecznie rękę. Lewą. Tą całkiem sprawną i zdrową, prawą nadal chowając za plecami. Grał na czas, bo i tak wiedział, że ma już przerąbane. No kary raczej nie dostanie, choć już sama kontuzja i wykluczenie na jakiś czas z treningów już była dla niego karą, ale będzie musiał wysłuchać kazania, które prawie i tak znał już na pamięć.


Andromeda Halley
49 lat
161 cm
ranczerka / nauczycielka fizyki
Awatar użytkownika
ekscentryczna fanka kosmosu i krów, nauczycielka fizyki w miejscowej szkole, mama gromady szajbusów

Post

Nie interesowały jej żadne tłumaczenia i głupie wymówki, a nawet jeśli syn mówił jej prawdę — średnio ją to obchodziło. Zwykle słodka jak miód, kochająca mamusia błyskawicznie potrafiła przeobrazić się w surowego i wymagającego generała, a już zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś próbował lecieć z nią w kulki. Już sama mina Altaira mówiła wiele — wiedział, że ma kłopoty, pytanie tylko czy wiedział, dlaczego dokładnie.
Andy nie miała w zwyczaju hamować swoich dzieci w niczym. Nieważne, jakie hobby jej dorastające latorośle ogłaszały jako swoją nową ścieżkę życiową — przyjmowała to jedynie z radością i otwartą głową, wspierając tak jak umiała i dając im swoje błogosławieństwo. Nawet z western riding tak przecież było; Andromeda zaliczyła przecież tak poważny wypadek, że na kilka miesięcy utknęła w łóżku, a kolejny rok czy dwa spędziła na intensywnej rehabilitacji. Gdyby nie to, mogłoby być różnie z jej obecną sprawnością. A mimo tej traumy, przez którą zrezygnowała ze startów w rodeo, nie starała się za wszelką cenę wybić tego niebezpiecznego sportu z głowy swoim córkom.
Wybór Alto też nie był najbezpieczniejszy. Woltyżerka była bardzo kontuzyjna i oboje doskonale o tym wiedzieli; dlatego jednym z warunków Andromedy by pozwolić najmłodszemu synowi na treningi była obietnica, że przyjdzie do niej w przypadku najgłupszego choćby wypadku. Chłopak jednak często ukrywał swoje kontuzje, żeby nie zostać uziemionym w domu bez szansy na treningi.
Drugą, dziecko, nie denerwuj mnie — warknęła niecierpliwie i popatrzyła ponaglająco na ukrytą za plecami chłopaka prawą rękę. W końcu musiał ją pokazać. — No oczywiście, cała spuchnięta... — gderała pod nosem, delikatnie obmacując rękę i szukając poważniejszych szkód. Tych jednak, na całe szczęście, nie znalazła. Pociągnęła Altaira w stronę lodówki (niepomna tego, że trzyma go właśnie za kontuzjowaną rękę...) i posadziła na najbliższym krześle. — Przyłóż sobie, chociaż trochę na to późno. Opuchlizna już się rozwinęła. — Wyjęła z zamrażalnika paczkę kukurydzy i owinęła ją w czystą ściereczkę kuchenną. — Alto, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie ukrywał takich rzeczy? — spytała, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na syna trochę poirytowanym, a trochę zmartwionym spojrzeniem.


Altair Halley
18 lat
178 cm
YouTuber
Awatar użytkownika
YouTuber zafiksowany na punkcie koni. Amatorsko uprawia woltyżerkę. Jeśli dobrze poszukasz, może znajdziesz go na OnlyFans

Post

Alto był mistrzem głupich wymówek. W całym swoim niedługim przecież życiu miał tyle wypadków i kontuzji, że nauczył się już ukrywać prawdziwe przyczyny ich powstania. Ile razy spadł z dachu stodoły? A o ilu razach wiedziała Andromeda? Ile razy spadł z drzewa? A o ilu powiedział rodzicom? Zawsze wymyślał mniej lub bardziej realne wytłumaczenie swoich stłuczeń i złamań. Czy zawsze mu wierzyli? Oczywiście, że nie, ale o prawdziwych powodach nigdy się nie dowiedzieli, bo inaczej zamknęliby go w pokoju, a w oknie wstawili kraty. I obiliby ściany miękkimi materacami.
Cieszył się, że matka wspierała jego pasje i nie zawsze mądre pomysły na życie. Byłaby hipokrytką, gdyby mu zabraniała, prawda? Sama przecież dawniej brała udział w rodeo. Ojciec nie był aż tak pobłażliwy, ale na szczęście to nie do niego należało ostatnie słowo. Owszem, obiecał, że powie o każdym wypadku, ale przecież to nie był wypadek! Po prostu źle stanął, to przecież mogło stać się wszędzie, nawet na ulicy. Oczywiście biorąc pod uwagę, że chodziłby na rękach, co przecież kiedyś robił. Miał chyba z 13 lat, gdy podjął się challenge'u chodzenia na rękach przez cały dzień.
Ostatni raz spróbował taniego chwytu niczym z kreskówki pokazując matce zdrową rękę, ale ta nie dała się nabrać. No chyba nikt zdrowy na umyśle by tego nie kupił, ale spróbować warto, więc gdy tylko Andromeda warknęła na niego groźnie potulnie pokazał jej drugą, spuchniętą już rękę.
- To nic takiego - wymamrotał spuszczając wzrok niczym karcony pięciolatek. Choć był już dorosły to jednak wewnętrznie nadal był małym chłopcem, który ujawniał się w nim głównie wtedy, gdy matka zaczynała warczeć. Nie zdarzało się to na szczęście zbyt często.
- Ałć, ała... aj... - jęczał, gdy pociągnęła go za rękę w stronę lodówki, bo to "nic takiego" bolało jak cholera. Usiadł pchnięty na krzesło z taką miną, jakby właśnie planował okrutne matkobójstwo.
- Bo nic się nie stało. Nie jest złamana! Nie chciałem zawracać ci głowy tym głupstwem - mruknął przyciskając mrożonkę do nadgarstka. Gdyby nie mógł ruszać ręką to z pewnością by o wszystkim powiedział, ale znał już swój organizm na tyle dobrze, że wiedział, kiedy to nic poważnego.
- Jutro nie będzie śladu, zobaczysz. Dwa tygodnie temu miałem to samo i nawet nie zauważyłaś! - przyznał nieroztropnie. Oj to dopiero teraz zaczną się kłopoty.


Andromeda Halley
49 lat
161 cm
ranczerka / nauczycielka fizyki
Awatar użytkownika
ekscentryczna fanka kosmosu i krów, nauczycielka fizyki w miejscowej szkole, mama gromady szajbusów

Post

Dobrze, Alto, nic takiego, a sapiesz i jęczysz jakby ci ta ręka miała odpaść. Nie kłam matce, bo język też ci odpadnie — ostrzegła go Andy w drodze na miejsce odbycia wyroku; wyrokiem miało być oczywiście słuchanie jej narzekań i pouczeń po raz, prawdopodobnie, co najmniej sześćset osiemdziesiąty. Ale nie mogła nic na to poradzić; troszczyła się o swoje latorośle, czasami może trochę za bardzo w kontekście ich wieku, ostatecznie żadne z jej dzieci nie miało już siedmiu lat i większość z nich była w stanie w miarę rozumnie podejmować decyzje. W miarę.
Zastygła w poważnym i nieco groźnym wyrazie twarz rozluźniła się nieco na słowa, że nie chciał zawracać jej głowy. Pokręciła lekko głową i poczochrała synowi włosy. — Zawracaj mi głowę, póki możesz, słoneczko — powiedziała nieco bardziej miękkim tonem, odchodząc na chwilę by pomieszać chili, które już powoli zaczynało uciekać z garnka. Skręciła gaz, z paroma cichymi przekleństwami przesunęła łyżką po dnie, by odczepić nieco przywartą część dania, po czym zwróciła się z powrotem do Altaira. — Słuchaj, jeśli do jutra nie będzie lepiej, wolałabym żeby ktoś to obejrzał. — Znowu zmarszczyła brwi, tym razem już nie w złości, a raczej w szczerym zmartwieniu o zdrowie syna.
Zdawała sobie sprawę, że nie mówił jej o wszystkich swoich wypadkach, zwłaszcza tych drobnych, a Andy z reguły nie miała aż tyle wolnego czasu, by śledzić każde ze swoich dzieci i pilnować, by nic sobie nie zrobiły. Ostatecznie pracowała na dwie zmiany — w lokalnej szkole, a potem jeszcze na ranczu, dodatkowo praktycznie sama zajmowała się domem, czasami zaganiając resztę rodziny do pomocy. Nie chciała też być tą nadopiekuńczą matką, która chowa się w krzakach z lornetką i szpieguje nieposłuszne latorośle. To była domena jej męża.
Jakby to było to samo, to bym zauważyła — stwierdziła Andy, chociaż wcale nie była taka pewna. Alto potrafił się ukrywać ze swoimi kontuzjami; tego dnia był po prostu trochę nieostrożny, inaczej pewnie nic by nie zauważyła. Może dopiero przy kolacji. — Zobaczymy do jutra, ale jak będzie tak samo lub gorzej, to pójdziemy do lekarza. Na razie okładaj to mrożonkami, a ja zaraz poszukam ci jakiejś maści. Jak to się w ogóle stało? — spytała, wdrapując się na taboret i przetrząsając wielkie pudło na najwyższej półce, w którym mieściła się domowa apteczka.


Altair Halley
18 lat
178 cm
YouTuber
Awatar użytkownika
YouTuber zafiksowany na punkcie koni. Amatorsko uprawia woltyżerkę. Jeśli dobrze poszukasz, może znajdziesz go na OnlyFans

Post

- Oj bo mnie ciągniesz - wyjęczał na swoją obronę. - I nie kłamię - dodał obrażonym tonem. To, że nie mówił prawdy nie oznaczało od razu, że kłamie. No czasem coś tam trochę naściemniał, ale żeby od razu kłamać, to nie. Bo tak ogólnie, to brzydził się kłamstwem, ale kto nigdy nie rzucił jakimś niewinnym, drobnym kłamstewkiem niech pierwszy rzuci kamień. Każdemu się czasem zdarzyło, każdy czasem ukrywał niewygodną prawdę albo nie mówił wszystkiego.
- Jak to, póki mogę?! - zapytał z lekkim przerażeniem, bo zabrzmiało to bardzo niepokojąco. Bo chyba nie była chora?! Nie umierała, prawda? Czyżby tym razem to Andromeda nie mówiła wszystkiego? Czy po prostu niefortunnie użyła tego zwrotu, a on był z lekka przewrażliwiony?
- Ale to naprawdę nic takiego. Słowo. Często się to zdarza i szybko przechodzi - mruknął. Tym razem to on niefortunnie dobrał słowa, bo chyba nie powinien mówić matce, że często puchnie mu ręka, no ale znowu palnął coś zanim pomyślał. Tak naprawdę to mimo, że spadał z konia niemal na każdym treningu co najmniej ze dwa razy, to kontuzje nie przytrafiały mu się aż tak często. No może częściej niż innym, ale biorąc pod uwagę intensywność jego treningów i całe ryzyko związane z woltyżerką, to chyba nie było tak źle. No bywał w szpitalu częściej niż cała rodzina razem wzięta, ale i tak jego zabawy wciąż były bezpieczniejsze niż całe to rodeo, w którym Andromeda brała niegdyś udział.
- No nie wiem - uśmiechnął się kącikiem ust mimo wszystko. Czy jego matka serio tak wszystko widziała? Nie byłby taki pewien. Wiele rzeczy umykało jej uwadze i może lepiej dla wszystkich, jeśli jeszcze długo tak zostanie. Nie żeby robił coś złego, no ale nie o wszystkim musiała wiedzieć.
- Dobra, dobra - westchnął ciężko przekręcając paczkę z kukurydzą na drugą stronę. Co miał zrobić? Musiał odpuścić, bo i tak nie wygra. Na szczęście jutro będzie lepiej. I po jutrze, ale za kilka dni sam będzie prosił, by ktoś go zawiózł do lekarza.
- No ćwiczyłem jak zawsze. Zrobiłem salto i... trochę źle wycelowałem i obsunęła mi się ręka. No i jak spadałem to upadłem na tą rękę i... To naprawdę nic takiego. Normalka, a w szkole to już w ogóle! - dodał pospiesznie. Na treningach drużyny cheerleaderek, w której był jedynym rodzynkiem takie upadki zdarzały się wszystkim na każdym treningu i nikt nie robił afery. Ot ryzyko zawodowe. Co za różnica, czy spadnie z konia, czy z wieży? Upadek to upadek.

Andromeda Halley
49 lat
161 cm
ranczerka / nauczycielka fizyki
Awatar użytkownika
ekscentryczna fanka kosmosu i krów, nauczycielka fizyki w miejscowej szkole, mama gromady szajbusów

Post

Niestety, ale w kuchennych szafkach Andromedy Halley panował chaos równie nieprzenikniony, co chwilami w jej okupowanej milionem spraw głowie. Nic więc dziwnego, że zlokalizowanie maści na stłuczenia zajęło dobrych kilka chwil, okupionych zresztą bliżej niezidentyfikowanymi dźwiękami, które w ogólnym kształcie przypominały przekleństwa. Andy starała się co prawda nie używać ich za dużo przy swoich dzieciach, ale mruczenie pod nosem chyba się nie liczyło, prawda?
Zresztą — czasami nawet mama traciła nerwy.
No póki możesz, synku, mama wiecznie żyć nie będzie. Chociaż tak ze trzydzieści lat jeszcze to bym potańcowała... — Wystawiła głowę z szafki i puściła oko do Alto. Nie mogła się przecież wybrać na tamten świat, dopóki ten dostatecznie głośno o niej nie usłyszy. Niektórzy pewnie by stwierdzili, że jej intensywna osobowość już wystarczająco wszystkich wymęczyła, ale to byli zwykli hejterzy, nikt więcej.
W końcu znalazła tę cholerną maść, ale o dziwo wcale nie w apteczce, tylko w puszce po ciastkach, która służyła aktualnie jako pudełko na przybory do szycia. Była prawie pewna, że Juno, Panda albo tatusiek musieli pomylić pojemniki, bo jej się to przecież nigdy nie zdarzało! Była bardzo zorganizowaną i porządną osobą, która nigdy nie chodziła z głową w chmurach i...
Chili, choć pyrkało sobie już tylko na małym ogniu, najwyraźniej miało coś na ten temat do powiedzenia, bo spod pokrywki uciekł nagle wielki bąbel sosu. — O cholibka... — Andy zlazła z taboretu i niewiele brakowało, a zaczęłaby mieszać w garnku tubką z maścią zamiast chochlą.
Zorganizowana, porządna osoba, która nigdy nie chodziła z głową w chmurach.
Kryzys obiadowy został zażegnany, a Andy mogła znowu skupić się na niesfornej latorośli. Nie skomentowała historii jego wypadku. Od początku była przekonana, że ta cała jego woltyżerka i inne akrobacje to tylko prosta droga do ciągłych kontuzji i wizyt w szpitalu. Dobrze, że mieli dobre ubezpieczenie zdrowotne, a ranczo przynosiło coraz większe zyski. W przeciwnym razie przez same upadki Altaira Hallyowie prawdopodobnie pogrążyliby się w medycznych długach. — Daj rękę — powiedziała już nieco łagodniej, a kiedy Alto odsunął mrożonkę, Andy raz jeszcze delikatnie obmacała nadgarstek syna. Cmoknęła pod nosem, wycisnęła trochę maści i z wyczuciem rozsmarowała na skórze. — Zawinę ci to bandażem, żebyś nie uwalił wszystkiego dookoła tą maścią, ale pamiętaj, żeby i tak okładać rękę lodem — poinstruowała. Znalezienie bandaża było już łatwiejsze, podobnie jak luźne obwiązanie go wokół ręki chłopaka. Pogładziła go po głowie, zupełnie jakby chciała zatrzeć wrażenie po swoim wcześniejszym wybuchu. — Wiesz — zaczęła, patrząc na syna z troską — czy te akrobacje na pewno są warte ciągłych kontuzji? Nawet jeśli to normalka? — Niemal od razu pożałowała swoich słów; prawie takie same usłyszała od swojej matki, kiedy pierwszy raz miała wziąć udział w konkurencji bronc riding.


Altair Halley
ODPOWIEDZ