47 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
sarkastyczna pracoholiczka z ciągotami do alkoholu i umiłowaniem do taniego żarcia na wynos.

Post

Wiedziała doskonale, że nie ma co liczyć na ładnie skonstruowaną prośbę, ale nic nie szkodziło jej spróbować i nieco podrażnić się z Miller. A nuż może by się zdarzyło, że akurat trafiłaby na odpowiedni moment i z jakiegoś powodu jednak usta koronerki opuściłoby to jedno słowo? Zdecydowanie nie był to jednak ten dzień.
- Nikt nie lubi, ale większość po prostu czeka na dopisanie tego ostatniego rozdziału zamiast robić to samemu - odparowała.
Sama znała doskonale podobne uczucie, ale nie zamierzała wdawać się tutaj w dłuższe dyskusje. Zaylee nie zajmowała się prowadzeniem dochodzeń. Jej zadaniem było jedynie wykonanie sekcji, zbadanie ciała i późniejsze ewentualne konsultacje, gdyby jednak coś budziło wątpliwości. Teraz jednak chciała naprawdę wejść w to wszystko sama.
Z pewnością Swanson nie lubiła tego jak ktoś jej mówił, co ma robić. Zwłaszcza, gdy nie był to ktoś kto mógłby mieć nad nią władzę chociażby z tytułu piastowanego stanowiska. Z jednej strony chętnie upomniałaby Zee, żeby się zbytnio nie rządziła, ale zamiast tego jedynie przytaknęła. Chociaż raz udało jej się ugryźć w język.
- Robi się, szefowo - mruknęła zamiast tego w odpowiedzi i obserwowała jak koronerka jeszcze coś zapisuje na kolorowej kartce.
Mruknęła coś w ramach potwierdzenia, że słucha i podeszła do stojącego w kącie kosza na śmieci, aby zdjąć rękawiczki, które wcześniej kazała założyć jej Miller. Słysząc głos kobiety, odwróciła się w jej stronę. Nie spodziewała się zaproszenia na wspólne śniadanie. Zwłaszcza okraszonego podobnym komentarzem i mrugnięciem.
- Całe szczęście, bo musiałabym szybko pobiec po kwiaty - odparowała, posyłając jej jeszcze rozbawiony uśmiech.
Nie widziała powodów, aby odrzucić jej propozycję. W końcu dzięki temu mogły jeszcze uzgodnić szczegóły swojej współpracy. Znajdowała się bliżej drzwi więc pchnęła je, aby puścić Miller przodem. Jak widać miała jeszcze w sobie odrobinę kultury, którą mogła z siebie wykrzesać.

zaylee miller
34 lata
173 cm
śmierć i kawa na posterunku
Awatar użytkownika
oh, there ain't no rest for the wicked, money don't grow on trees

Post

Zrzuciła z siebie fartuch, ręce umyła dokładnie pod strumieniem ciepłej wody, a gdy wycierała je w papierowy ręcznik, popatrzyła powściągliwie na Swanson.
Nie lubię dostawać kwiatów — zaznaczyła, tak na wszelki wypadek, jakby detektywka kiedykolwiek zamierzała kupić jej bukiet róż. — Doniczkowe są w porządku, ale nie mam ich zbyt wiele, bo Elvira żera liście na potęgę — przeszła przez uchylone drzwi, łapiąc z wieszaka skórzaną kurtkę. — Jak już będziesz się fatygować, to postaw na coś praktycznego. Już bardziej ucieszyłabym się z ciężarków do obrusu niż za kawałka badyla — mrugnęła do niej porozumiewawczo, zanim wyszły z budynku.
Oczywiście Zaylee nie planowała umawiać się z Eviną. Nie dlatego, że kobieta nie była w jej typie, wręcz przeciwnie, po prostu nie lubiła łączyć życia codziennego z pracą zawodową. Nie potrafiłaby tak. Ba, nawet nie wyobrażała sobie, że mogłaby współpracować ze swoją drugą partnerką, a potem wracać do domu. To trochę jak spędzanie razem czasu dwadzieścia cztery na siedem. Już wystarczyło, że Miller przynosiła pracę do domu i zamiast zająć się sobą i porobić rzeczy stricte rzeczy dla siebie, uzupełniała raporty i porządkowała zebrane informacje. Wyobraźcie sobie, gdyby robiły tak dwie osoby. Chyba musiałyby zorganizować oddzielne pomieszczenie na archiwum.
W południe w The Last Alibi panował kocioł. Może kolejki zmniejszyłby się, gdyby komendant przystał w końcu na otwarcie kantyny wewnątrz posterunku. Z drugiej strony niewielka knajpa przy komisariacie musiała mieć z policją w Cody jakiś układ, skoro w porze lunchowej przechodziła takie oblężenie. Kobietom cudem udało się znaleźć wolne miejsca przy dwuosobowym stoliku, który mieścił się gdzieś na końcu sali, co tylko sprzyjało konwersacji o denatce z walizki. Ale rozmowa musiała poczekać, bo gdy obie ledwo usiadły na krzesłach, podskoczył do nich młody kelner, zwarty i gotowy, aby przyjąć zamówienie.
Zee nie musiała długo myśleć, od razu zdecydowała się na cheeseburgera z frytkami, choć trochę żałowała, że nie załapały się na menu śniadaniowe, bo w The Last Alibi przygotowywali najlepsze jajka na bekonie.
Myślisz, że technicy jeszcze długo będę pracować na miejscu zbrodni? — dopytała, kiedy Evina również wybrała coś z menu. — Powinni mieć jakiś deadline. Na jutro zapowiadają przelotny deszcz. Szkoda, żeby ślady spłynęły do ścieków — przywarła plecami do oparcia krzesła, skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała Swanson prosto w oczy. Czy to była sugestia, że pani detektyw miała ich pogonić? Być może. Czy mogła zrobić to, skoro jeszcze oficjalnie nie prowadziła tej sprawy? Niewykluczone.

Evina J. Swanson
47 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
sarkastyczna pracoholiczka z ciągotami do alkoholu i umiłowaniem do taniego żarcia na wynos.

Post

Przez moment spoglądała na Zaylee pedantycznie myjącą ręce, gdy ta mówiła jej o tym, że nie lubi dostawać kwiatów. Wyglądało zatem na to, że należała do niewielkiego procenta kobiet, który jednak nie doceniał szczególnie takich gestów. Nie żeby Evina planowała jakiekolwiek jej sprezentować. W końcu pozostawały wciąż w sferach żartów.
- A myślałam, że może doceniłabyś bukiet w stylu Morticii Addams. Same łodygi z kolcami bez płatków. No trudno - westchnęła jeszcze ciężko z udawanym namysłem. - Będę musiała wymyślić coś innego na walentynki. Może kubek... Termiczny. Żeby ci kawa za szybko nie stygła w trupiarni czy co ty tam pijesz...
Nie traktowała w żadnym stopniu podobnych uwag poważnie. Po prostu ze sobą pogrywały jak zwykle choć teraz uderzyły w nieco inne tony ze względu na to, że żadna nie stała nad drugą i nie zaburzała jej cennego spokoju. Z drugiej strony stare porzekadło głosiło iż kto się czubi ten się lubi, więc może faktycznie coś w tym było? Nie mogła zaprzeczyć temu, że Miller w jej opinii była atrakcyjna, ale jakoś trudno było jej sobie wyobrazić, by ot tak mogły pójść na zwyczajną randkę. Jakoś nie pasowało jej to do nich. Bycie partnerkami w zbrodni już zdawało się dużo bardziej odpowiednie.
Zaraz po wejściu do lokalu, Swanson omiotła wzrokiem pomieszczenie, aby stwierdzić czy zauważy tam jakieś znajome twarze. Przede wszystkim miała nadzieję, że nie natrafią na plotkarę Janet z księgowości, która zawsze była zdecydowanie zbyt przyjacielska i za bardzo irytująca. Odetchnęła zatem nie zarejestrowawszy jej obecności i ruszyła za Zee do wolnego stolika w samym rogu knajpki.
Rozsiadła się wygodnie naprzeciw koronerki i wybrała jakiś zestaw lunchowy zawierający jakiegoś mięsnego burgera, frytki i milkshake'a po czym sięgnęła po swój telefon, gdy kelner zebrał zamówienie i ruszył ku kuchni.
- Znaleźli ją jakoś po piątej. Zajmuje to co najmniej kilka godzin. Wszystko w zależności od tego jak wiele śladów muszą udokumentować. Możliwe, że będą powoli kończyć. Chociaż mogą tam siedzieć do oporu ze względu na to, że takie miejsca łatwo ulegają zanieczyszczeniu - wytłumaczyła, nie odrywając chwilowo wzroku od ekranu smartfona po czym prychnęła zdegustowana. - Dochodzenie prowadzi Bart. Jebany Bartholomew. To zwyczajny partacz.
Odłożyła urządzenie i napotkała spojrzenie Zaylee. Postanowiła zatem na nowo skupić się na swojej rozmówczyni. Przypomniała sobie również słowa, którymi obdarzyła ją w prosektorium. Wiedziała, że powinna wyznaczyć pewne granice.
- Dobra... Posłuchaj, wiem, że chcesz bawić się w robienie śledztwa, ale musimy ustalić pewne rzeczy. Między innymi to, że nie znasz się na prowadzeniu dochodzenia. Dlatego słuchaj się mnie i nie rób głupot, bo to może się dla ciebie źle skończyć - powiedziała wprost i wcale nie brzmiało to jak groźba, a raczej zwykły komunikat.
Nie bez powodu mówiono, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie można było wykluczyć możliwości, że właśnie z tego powodu Zee mogłaby się wpakować w prawdziwe kłopoty.

zaylee miller
34 lata
173 cm
śmierć i kawa na posterunku
Awatar użytkownika
oh, there ain't no rest for the wicked, money don't grow on trees

Post

Zaylee przyglądała się Swanson w milczeniu, pozwalając jej mówić, choć w jej spojrzeniu kryło się coś, co trudno było jednoznacznie określić – może rozbawienie, może irytacja, a może zwykła ciekawość. Oparła się wygodniej o krzesło, splatając dłonie na blacie stołu, jakby dokładnie analizowała każde słowo, które padło z ust kobiety naprzeciwko. Nie było wątpliwości, że detektywka mówiła to wszystko z troski – albo przynajmniej z poczucia obowiązku. Problem polegał na tym, że Zaylee nigdy nie należała do osób, które pozwalały, by ktoś mówił im, co mają robić.
W międzyczasie kelner przyniósł napoje - Evina otrzymała swojego milkshake'a, natomiast Miller trafiła się dietetyczna cola, która nie miała nic wspólnego z dietą, ale była załączona do zestawu z cheeseburgerem.
Jeśli Bart prowadzi sprawę, to skóry tanio nie sprzeda. Tym bardziej potrzebujesz kogoś, kto będzie myślał logicznie — zaznaczyła, sięgając po słomkę i kręcąc ją leniwie między palcami. — Pewnie znowu będzie ociągał się w czasie. Pamiętam, jak robiłam dla niego jedną autopsję. Na początku nie wiedziałam, że to on zlecił, brakowało mi pełnej dokumentacji, ale nie spieszyło mu się za bardzo. Wiesz, ile raport z sekcji czekał, aż ten tuman łaskawie odbierze dokumenty? Prawie miesiąc. I tyle samo ciało zalegało mi w szufladzie. Sorry, ale to nie wagony sypialniane, mam limit miejsc w chłodni — przekręciła oczami i pociągnęła kilka łyków coli przez słomkę, ale po chwili znów zaczęła obracać ją w palcach, jakby cała sytuacja wcale jej nie stresowała. Może rzeczywiście tak było – Zaylee rzadko się czymkolwiek przejmowała w sposób, który byłby widoczny dla innych.
Nie jestem głupia, Swanson. Nie rzucam się na ślepo w coś, czego nie rozumiem — zostawiła słomkę w spokoju i uniosła ręce w obronnym geście. — Wiem, że istnieją zasady. Wiem, że to nie jest zabawa. I nie musisz mi mówić, że się na tym nie znam. To też wiem. Mało tego, nie jest to dla mnie żadnym zaskoczeniem — może Miller obejrzała setki dokumentów kryminalnych, może przeczytała niezliczoną ilość thrillerów, a badając zwłoki, wielokrotnie naprowadzała śledczych na właściwy trop, ale koronerów nikt nigdy bezpośrednio nie przydzielał do sprawy. A szkoda, na pewno sprawdziliby się lepiej niż Bart. Już samo jego imię brzmiało komicznie. — Ale dobrze, mamo, będę posłuszna — rzuciła jej rozbawione spojrzenie, które przypieczętowała porozumiewawczym mrugnięciem. — Grzecznie posiedzę w mojej lodowej komnacie i poczekam na cynk. Tylko nie próbuj mnie wykiwać. Wiem, gdzie pracujesz — ostrzegła lojalnie Evinę, wymierzając w nią palcem. To też nie była groźba, choć ton głosu Zee mół wskazywać na coś innego.

Evina J. Swanson
47 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
sarkastyczna pracoholiczka z ciągotami do alkoholu i umiłowaniem do taniego żarcia na wynos.

Post

Było coś pocieszającego w myśl, że nie tylko ona miała Barta za kompletnego idiotę i nieudacznika w pracy. Jeśli inni ludzie to widzieli znaczyło to tyle, że Evina nie była zwyczajnie uprzedzona względem typa. Cieszyło ją jedynie to, że nie była skazana na ścisłą współpracę z mężczyzną. Jedno partnerowanie wystarczyło jej na resztę życia. Nie zamierzała pozwalać, aby jakiś Bartholomew robił z niej dziewczynkę na posyłki i powierzał całą najgorszą robotę, aby podpisać się jedynie pod wszystkim na koniec jak ten znienawidzony dzieciak od prac grupowych w szkole.
Mogła jedynie wydać z siebie pełen niezadowolenia pomruk, słysząc opowieść Zaylee. Nie mieściło jej się w to głowie. Głównie dlatego, że sama zjawiała się pod prosektorium najszybciej jak tylko mogła, aby domagać się wszelkich informacji na temat ofiary. Nierzadko też pospieszała pracującego koronera, twierdząc, że potrzebuje wszystkiego na cito. Dla niej wyniki sekcji i opinia eksperta była podstawą do prowadzenia śledztwa. Mogło wykluczyć niektórych podejrzanych, wskazać na konkretnych, którym lepiej się przyjrzeć… Nie wyobrażała sobie jak można to tak po prostu olać.
- Postaram się wyciągnąć z tego osła i jego ludzi, co tylko mogę - obiecała, mając nadzieję, że komendant nie zabije jej na miejscu za taką samowolkę.
Przytaknęła głową na jej zapewnienie i pociągnęła przez słomkę łyk shake’a. Miała nadzieję, że chęć rozwiązania zagadki i zew przygody nie przysłonią Zee zdrowego rozsądku. Może i obie nie bardzo lubiły słuchać rozkazów drugiej osoby, ale Evina zdawała sobie sprawę, że czasem było to potrzebne. Zwłaszcza, gdyby od tego mogło zależeć potencjalnie czyjeś zdrowie i życie. Nic nie można było wykluczyć w czasie dochodzenia, które niekiedy prowadziło w naprawdę niebezpieczne miejsca.
Zacisnęła nieco mocniej palce na szklance z napojem, gdy usłyszała jak Miller nazywa ją mamą i wbiła w nią zirytowany wzrok. Nie lubiła tego słowa. Zbyt często słyszała je wypowiedziane w jej kierunku z żalem czy pretensją. Całkowicie nieświadomie Zaylee uderzyła swoim żartobliwym komentarzem uderzyła w zupełnie inny punkt niż zwyczajowymi złośliwostkami. Zapewne też z tego względu riposta przyszła do niej później niż normalnie, co starała się zamaskować kolejnym łykiem napoju.
- Nie wyciągaj tu teraz swoich kinków, Zee. Rozmawiamy o pracy a nie przyjemnościach - odparowała i chciała skupić się ponownie na sprawach istotnych. - Chciałam, żebyśmy miały pewną klarowność co do niektórych kwestii. Cieszy mnie, że potrafisz być grzeczna.
Do ich stolika powrócił młody kelner, niosąc tym razem ich zamówienia. Odpowiednie burgery wylądowały na blacie przed obiema kobietami, a młodzik zaraz ulotnił się życzywszy im smacznego. Swanson skinęła jedynie mu głową na odchodne i skupiała się dalej na siedzącą przed nią koronerką choć lewą dłonią powędrowała już do swoich frytek.
- Dodatkowo: będę zajmowała się tym w wolnym czasie. Wciąż mam na głowie sprawę Jane Doe z Yellowstone. Poza momentami, gdy będę na tym skupiona możesz liczyć na moją pełną dyspozycyjność. Dwadzieścia cztery na dobę. Oczekuję, że z tobą będzie podobnie… partnerko.
Dziwnie było jej tak się zwracać do Zaylee, ale chyba właśnie tym dla siebie były w tym momencie. Jakby nie patrzeć obie zdecydowały się na to, aby ze sobą współpracować, licząc na rozwiązanie sprawy kobiety z walizki.

zaylee miller
34 lata
173 cm
śmierć i kawa na posterunku
Awatar użytkownika
oh, there ain't no rest for the wicked, money don't grow on trees

Post

Nie zdziwiło jej wcale, że Swanson miała podobne zdanie o Bartholomewie. W końcu ciężko było go nie uznać za nieudolnego biurokratę, który wolał przypisywać sobie cudze zasługi, zamiast faktycznie wykonywać swoją robotę. To był typ gościa, który czekał na gotowe, a jak przychodziło co do czego, to i tak nie wywiązywał się ze swoich obowiązków. W dodatku uchodził za niezłego manipulatora, bo tak potrafił odwrócić kota ogonem, że finalnie i tak wychodziło na jego. Nie skomentowała jednak tego na głos – wyraz twarzy Eviny mówił już wszystko.
Siorbnęła swoją colę przez słomkę, starając się nie parsknąć śmiechem na widok grymasu, który pojawił się na twarzy kobiety po jej komentarzu o mamie. To było uroczo irytujące – wreszcie trafiła w coś, co faktycznie wytrąciło Swanson z równowagi. Zaylee nie musiała znać szczegółów, by wyczuć, że trafiła w czuły punkt. Oczywiście nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Zamiast tego uśmiechnęła się niewinnie i wzruszyła ramionami, jakby zupełnie nie miała pojęcia, o co chodzi.
Wypraszam sobie, ja zawsze jestem grzeczna — powiedziała beztrosko, chociaż jej zachowanie potrafiło być mylne. Bywała uparta i zawzięcie dążyła do celu, ale nigdy nie wychylała się przed szereg, mając świadomość, że może za to oberwać. Z drugiej strony ojciec zawsze powtarzał, że Zee była grzeczna tylko wtedy, kiedy spała i nie wołała jeść. Było w tym trochę prawdy. Właściwie nawet dużo, ale teraz miała przed sobą pysznego cheeseburger w towarzystwie idealnych frytek - chrupiących z zewnątrz i miękkich w środku - dlatego nie było mowy o marudzeniu. — Musisz uwierzyć mi na słowo — dodała, a jedna jej brew figlarnie powędrowała do góry.
Sięgnęła po burgera i ugryzła kęs, w myślach analizując całą sytuację. Niezależnie od tego, jak długo Zaylee i Evina będą musiały ze sobą wytrzymać, jedno było pewne – sprawa kobiety z walizki była wystarczająco intrygująca, by zignorować drobne różnice charakterów. Przynajmniej na razie.
Nie zapędzaj się, Swanson — wymierzyła w nią ostrzegawczo frytką. — Wiem, że masz dużo na głowie, ale nie zapominaj o siebie zadbać, okej? Nikt nie funkcjonuje normalnie bez odpowiedniej dawki snu. Inaczej będę musiała nachodzić cię w domu i przeprowadzać inspekcję. I nie patrz tak na mnie, mówię serio. Naodpierdalasz głupot i potem ja za to beknę, partnerko — powiedziała poważnym tonem, umyślnie akcentując ostatnie słowo. Skoro miały być partnerkami, musiały o siebie wzajemnie zadbać. Czy nie na tym polegała współpraca? Wprawdzie Zaylee zwykle działała sama, bo koronerzy nie mieli swoich wspólników i wykonywali zlecenia dla innych wydziałów, co wcale nie oznaczało, że nie potrafiła pracować z kimś, a nawet w większej grupie. Uroki posiadania trójki rodzeństwa - w pojedynkę żadnemu nie udawało się zbyt wiele zdziałać, ale razem mogli wszystko.

Evina J. Swanson
47 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
sarkastyczna pracoholiczka z ciągotami do alkoholu i umiłowaniem do taniego żarcia na wynos.

Post

Zdawała sobie sprawę z tego, że w tym momencie sama dostarczyła Zaylee amunicji zdatnej do użycia w kolejnych utarczkach słownych. Ten uśmiech i pozorna niewinność ewidentnie wskazywały na to, że koronerka jeszcze wykorzysta tę wiedzę przeciwko Swanson. Pani detektyw mogła jedynie się na to mentalnie przygotować.
Wzięła w dłonie własnego burgera i wgryzła się w niego. Smak soczystego mięsa wołowego idealnie komponował się ze świeżymi warzywami i przyjemnie pikantnym sosem majonezowym w bogatej mieszance smaków. Na chwilę niemal zapomniała o swojej towarzyszce, skupiona na jedzeniu. Gdyby tylko ten burger był człowiekiem to rozebrałaby się by uprawiać z nim miłość. Był cudowny. Dopiero po chwili zarejestrowała słowa koronerki, na które uniosła jedynie w zdziwieniu brew, przełykając do końca kęs burgera.
- Jakoś tego nie zauważyłam. Może ukrywasz przede mna ten fakt? - zapytała lustrując ją uważnym spojrzeniem.
Ciężko było jej uwierzyć w to, by Zee była grzeczna. Być może dlatego, że miały za sobą zbyt wiele drobnych sprzeczek i za często sobie dogryzały, aby Evina mogła dojść do podobnych wniosków. Szczerze wątpiła w to, że Miller ze swoim charakterem blisko było do jakiegoś aniołka.
Nie bardzo spodziewała się tego, że za swoje słowa oberwie od koronerki wykładem na temat tego, że powinna o siebie zadbać. Przeniosła spojrzenie z twarzy kobiety na ostrzegawczo wycelowaną w jej stronę frytkę. Ten jeden gest zdawał się działać na nią jak płachta na byka. Tylko, że zamiast prawdziwej wściekłości odblokowywał szczeniackie zachowania i lekką irytację.
Odłożywszy burgera, oparła się o stół i pochyliła się nad nim ku Zaylee. Bez większego zastanowienia ugryzła frytkę znajdujacą się w jej dłoni, lekko szczypiąc przy okazji zębami palce Zee po czym na powrót odsunęła się od kobiety.
- Dziunia, nie jesteś moim szefem - rzuciła w jej stronę, rozsiadając się ponownie wygodnie po swojej stronie stolika.
Czy był to tekst, którym bezczelnie któregoś dnia obdarzyła ją jedna jedna z jej córek? Być może. W tej chwili jednak wydał jej się odpowiednim, aby go zapożyczyć.
- Znam swoje możliwości. Nie musisz się o mnie martwić. Nie będę odpierdalać - zapewniła ją i postanowiła wrócić do przerwanego posiłku. - Zresztą możesz mnie nachodzić ile chcesz. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Postanowiła zupełnie przemilczeć fakt, że czasami faktycznie testowała swoje granice i przeciążała się, bo nie potrafiła odpuścić w odpowiednim momencie czy odłożyć spraw na później. Póki była w swoistym ciągu to chciała zdziałać jak najwięcej.

zaylee miller
34 lata
173 cm
śmierć i kawa na posterunku
Awatar użytkownika
oh, there ain't no rest for the wicked, money don't grow on trees

Post

Obserwowała, jak pani detektyw wgryza się w burgera z niemal religijnym uniesieniem. Przewróciła oczami, widząc ten pełen ekstazy wyraz twarzy. Czy Evina właśnie mentalnie wyznała miłość kanapce? Bardzo możliwe. I szczerze mówiąc – nie oceniała. Sama doceniała dobrze przyrządzone jedzenie, choć może bez aż tak dramatycznych uniesień.
Chcesz, żebym zostawiła was samych? – rzuciła zaczepnie, ale ta zdawała się być zbyt pochłonięta jedzeniem, by przejąć się docinkiem. Gdy jednak Swanson bezczelnie nachyliła się nad stołem i ugryzła frytkę prosto z jej dłoni, do tego muskając zębami jej palce, Miller uniosła brew, a potem posłała jej spojrzenie pełne niedowierzania. Nie była pewna, czy bardziej ją to zirytowało, czy rozbawiło. – Naprawdę, Evina? – zapytała, jakby właśnie była świadkiem jakiejś nowej formy barbarzyństwa. Niemal teatralnie starła dłoń w serwetkę, jakby zaraz miała wezwać sanepid. Nie, żeby jej to szczególnie przeszkadzało. Ostrożnie odłożyła resztę frytek, jakby właśnie została naruszona jej osobista przestrzeń w sposób, którego nie mogła pozostawić bez odpowiedzi. – Wiesz, że mogłam przed chwilą trzymać tę rękę w czymś bardzo niehigienicznym? – pokręciła głową, dalej ubolewając nad zachowaniem Swanson. – Na przykład w ludzkich zwłokach – jej głos był spokojny, ale satysfakcja w oczach mówiła wszystko.
Gdy padł tekst, który zdecydowanie brzmiał, jakby Swanson kiedyś usłyszała go od którejś ze swoich córek, Zaylee uśmiechnęła się pod nosem.
Maszt tupet, lala – przywarła wygodnie plecami do oparcia i uśmiechnęła się lekko, słysząc jej butne zapewnienia o własnych możliwościach. – Jasne, jasne – mruknęła, bawiąc się serwetką. – Znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że gadasz głupoty – machnęła niedbale ręką. Czy martwiła się o detektywkę? Oczywiście. Swanson była uparta jak osioł i nie znała umiaru. – Tak, tak, jesteś niezależna, silna i w ogóle – powiedziała, przekręcając oczami. – Ale wiesz co? To wcale nie oznacza, że przestanę cię nachodzić. Już od strzału możesz dać mi zapasowy komplet kluczy do swojego domu – wyciągnęła dłoń, jakby oczekiwała, że Evina wyciągnie z kieszeni pęk i podzieli się nim bez większego zawahania.

Evina J. Swanson
47 lat
168 cm
detektyw wydziału zabójstw w Cody
Awatar użytkownika
sarkastyczna pracoholiczka z ciągotami do alkoholu i umiłowaniem do taniego żarcia na wynos.

Post

Nie zamierzała czuć się ocenianą ze względu na to jak zachwycona była własnym burgerem. Na kolejny komentarz Zaylee jedynie przewróciła oczami, nie zamierzając zaszczycać jej werbalną odpowiedzią. Właśnie jadła pierwszy solidniejszy posiłek w ciągu dnia i chyba odpuści sobie po nim obiad, bo czuła, że kanapka może ją trzymać do samego wieczora. Oczywiście, że była wielce zadowolona.
Tak samo zadowolona była z siebie, gdy udało jej się sprowokować reakcję u koronerki. Wzruszyła ramionami jakby nie miała pojęcia o co się rozchodzi. Tak. Naprawdę to zrobiła i nie widziała w tym większego problemu. Nawet jeśli było to barbarzyństwo i naruszenie przestrzeni osobistej w niezwykle oczywisty sposób.
- Tak? - początkowo Zaylee udało się ją zaintrygować komentarzem o niehigienicznych miejscach, ale gdy tylko usłyszała o zwłokach, Evina uśmiechnęła się z rozbawieniem. - Jeśli siebie nie otrujesz to mnie tym bardziej. Zresztą widziałam jak myjesz rączki, czyścioszku.
Prędzej samą siebie mogłaby podejrzewać o to, że sięga po jedzenie nie umywszy rąk po uprzednim kontakcie ze zwłokami. Być może dlatego, że nie weszło jej to w nawyk i dokonałaby zwykłego przeoczenia albo z jakiegoś powodu by to zignorowała.
Nie mogła zaprzeczyć temu, że bawiła ją ta wymiana zdań. Nie zamierzała się wykłócać, bo zapewne i tak nie przyniosłoby to żadnego skutku. Nawet nie miała argumentów przeciw temu wszystkiemu. Owszem, zdarzało jej się przesadzać, ale zawsze później miała czas, aby należycie odpocząć.
- Nawet nie byłyśmy na jednej randce i już oczekujesz ode mnie kluczy do domu? I kto tu ma tupet, słońce? - odparowała z cwanym uśmieszkiem, odsuwając się na chwilę od blatu i wbijając rozbawione spojrzenie w twarz Zee. - Chociaż jeśli aż tak ci na tym zależy to mogę cię do siebie zaprosić.

zaylee miller
34 lata
173 cm
śmierć i kawa na posterunku
Awatar użytkownika
oh, there ain't no rest for the wicked, money don't grow on trees

Post

Nie zaskoczyło jej, że tamta nie dała się wyprowadzić z równowagi – wręcz przeciwnie, zdawała się czerpać równie dużą przyjemność z tej wymiany jak ona sama.
Och, czyli jednak mnie podglądasz? — rzuciła zaczepnie, opierając się wygodniej na blacie. — Czuję się zaszczycona, że moja higiena osobista nie umknęła twojej uwadze — Zaylee nie miała wątpliwości, że gdyby sytuacja była odwrotna, to Evina bez mrugnięcia okiem sięgnęłaby po jedzenie, nawet po kontakcie z czymś, co większość uznałaby za obrzydliwe.
Może właśnie dlatego ta rozmowa tak ją bawiła – w tej dziwnej, pokrętnej dynamice było coś znajomego, coś, co sprawiało, że ani przez chwilę nie miała ochoty uciekać od gry słownej. Bo oczywiście, Zaylee uwielbiała igrać z takim rozmówcą, jak Swanson, która, pomimo swojej racjonalnej i analitycznej natury, zawsze zdawał się nie zauważać subtelnych ironii w zachowaniach innych ludzi. Zaylee z łatwością mogła poprowadzić tę rozmowę w absolutnie dowolnym kierunku. A teraz, widząc, jak Evina dała się wciągnąć w tę grę, nie mogła powstrzymać się przed kontynuowaniem.
Kiedy usłyszała jej kolejny komentarz, przechyliła głowę na bok i rzuciła Swanson wyzywające spojrzenie.
Szybka jesteś — zauważyła, przechylając głowę na bok. — A może właśnie mi zależy. I co? Teraz musisz mnie do siebie zaprosić. Nie masz wyjścia. I jako pełnoetatowy czyścioszek obiecuję, że postaram się nie nie kontrolować ilości kurzu na regałach dłonią odzianą w białą rękawiczkę — powiedziawszy to, wcisnęła w siebie ostatni kęs burgera, po czym przycisnęła rękę do piersi w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce. Czy Miller takowe posiadała, to już kwestia sporna. — Słowo harcerza — dodała zachęcająco, chociaż harcerką nigdy nie była. Głównie ze względu na ich szacunek do zwierząt, a mała Zaylee kochała rozkrajać żaby i kiedy inne dzieci znosiły do domu bezpańskie koty, ona przywlekała ze sobą kocią padlinę.

Evina J. Swanson
ODPOWIEDZ